Niedługo będziemy obchodzić Święto Wojska Polskiego, po raz pierwszy na morzu – czy z tej okazji MON obwieści nam jakieś decyzje dotyczące programu Orka? Trudno o lepszy czas, tym bardziej że minister Kosiniak-Kamysz kilka razy powiedział, iż pozyskanie pokrętów podwodnych jest dla niego sprawą honoru.
Dla przypomnienia
Orka to strategiczny (przynajmniej takie były założenia) program Ministerstwa Obrony Narodowej, polegający na pozyskaniu trzech okrętów podwodnych dla polskiej marynarki wojennej. Koncepcja dawno osiągnęła już pełnoletność – pierwsze przymiarki miały miejsce w 1997 roku, a mamy 2025. OK, żeby być precyzyjnym – oficjalny start programu, ogłoszony dość hucznie, to rok 2023 (czyli już od roku trwała wojna na Ukrainie i było oczywiste, że trzeba się przyjrzeć stanowi naszego uzbrojenia).
Ministerstwo czujnie się przygląda, a szef resortu, minister Kosiniak-Kamysz powiedział, że wszystko zostanie rozstrzygnięte jeszcze w tym roku. Mamy połowę lipca i na razie żadne decyzje nie zapadły – albo są tak tajne i strategiczne, że MON woli się narazić na krytykę, niż przyznać, iż coś się w tej sprawie dzieje. Pozyskanie pierwszego okrętu w ramach programu Orka szacuje się na 2031 lub 2032 rok – wiadomo jednak, że jest to wersja optymistyczna.
„Zgodnie z planem i bez opóźnień”
Tak właśnie, przynajmniej w teorii, przebiega realizacja programu Orka. W praktyce jest ciut mniej wesoło. Dywizjon Okrętów Podwodnych, wchodzący w skład 3. Flotylli Okrętów z Gdyni, nie dysponuje ani jednym sprawnym okrętem podwodnym. Ba, nawet jego strona internetowa nie działa – wyświetla się na niej komunikat: Przepraszamy. Aktualnie trwają prace konserwacyjne. Zapraszamy wkrótce.
Kiedy to jest „wkrótce”? Tego na razie nie wiadomo. Przedstawiciele MON podkreślają, że wciąż trwają rozmowy, negocjacje, wizyty… Konkretów na razie brak. Fakt, że pod uwagę branych jest wielu oferentów (Naval Group z Francij, Navantia z Hiszpanii, Hanwha Ocean z Korei, TKMS z Niemiec, Saab ze Szwecji i Fincantieri z Włoch), nie ułatwia sprawy.
Gdzie tkwi problem?
Sytuacja jest złożona, a obecny impas jest wynikiem splotu elementów – z całą pewnością jedną z przyczyn obstrukcji jest fakt, iż oferenci mają tylko częściową wiedzę co do wytycznych MON. Ministerstwo przedstawiło je w czasie oficjalnych rozmów z producentami, zwanych Dialogiem Technicznym (2023-2024), ale są kwestie, w których istnieją poważne wątpliwości, mogące mieć kluczowe znaczenie dla wyboru wykonawcy, a co za tym idzie – dla powodzenia całego programu.
Przykładowo oferenci postulują, by MON sprecyzowało swoje wymagania dotyczące pocisków manewrujących. Zachodzą też pewne obawy co do transferu technologii – jeśli chcemy sami remontować i naprawiać okręty, oferenci muszą się podzielić wiedzą – a robią to niechętnie, i nie za darmo.
Czy potrzebna nam Orka?
Zadawanie tego pytania przedstawicielom marynarki wojennej jest jak pytanie fryzjera, czy już czas na strzyżenie. Niektórzy eksperci kwestionują jednak zasadność posiadania okrętów podwodnych przez Polskę – Bałtyk jest obecnie praktycznie morzem wewnętrznym NATO, więc oprócz potencjalnych wrogów, mamy tu również sojuszników.
Co więcej, wojna na Ukrainie pokazała, że alternatywą dla drogiego i zaawansowanego technologicznie sprzętu są masowo produkowane (w dodatku często przez podmioty prywatne), tanie, niekiedy wręcz prymitywne rozwiązania bezzałogowe. Wszystko to są na razie kwestie otwarte – podobnie jak realizacja programu Orka. Jeżeli 15 sierpnia nie usłyszymy konkretów, kolejna okazja będzie 28 listopada. Przypada wówczas Święto Marynarki Wojennej.
Tagi: Orka, MON, program, decyzja, 2025