TYP: a1

Na czym najlepiej szkolić żeglarzy?

wtorek, 9 czerwca 2020
Informacja prasowa

Wystarczy Omega czy lepiej sprawdzi się duży jacht morski? Od kursu na patent żeglarza jachtowego ludzie często rozpoczynają przygodę z żeglarstwem. Jakie znaczenie dla instruktorów i kursantów ma rodzaj jachtu?

Tego, że nauka żeglowania powinna być prowadzona przed doświadczonego instruktora, przez odpowiednią liczbę godzin i w różnych warunkach pogodowych, nie trzeba nikomu tłumaczyć. Rzadko kiedy zwraca się uwagę na jacht, na którym kurs się odbywa. A ma to znaczenie dla nauki, bo różnice pomiędzy dużą a małą łódką dla przebiegu szkolenia są znaczne.

– Za czasów mojej młodości szkolenie na żeglarza odbywało się na Omegach – wspomina Artur Burdziej, instruktor w Centrum Żeglarskim w Szczecinie. – I moim zdaniem na tych mniejszych jachtach mieczowych człowiek lepiej uczył się samego żeglowania – współpracy jachtu z wiatrem. Natomiast faktem jest, że lepiej pływać większymi jachtami ze względu na naukę manewrów w porcie, podejścia i odejścia od kei z wykorzystaniem silnika, bo to wydaje się niezbędne w dzisiejszych czasach. Polecałbym dwa etapy – najpierw etap na jedno-dwuosobowej łódce, największa w tym wypadku powinna być Omega, żeby dobrze nauczyć się sterować i czuć wiatr, a drugi etap byłby na jachtach większych, gdzie uczylibyśmy się manewrów na silniku, w porcie i współpracy z załogą.

Niewielkie rozmiary są istotne jest zwłaszcza w początkowym etapie nauki, kiedy kursanci dopiero oswajają się z wodą, uczą poruszania po jachcie i podstawowych manewrów.

– Sądzę, że łódka powinna być w granicach 5-6 metrów długości, tak żeby 4-5 osób mogło swobodnie pływać – mówi Szymon Kuczyński, instruktor i regatowiec. – Musi być też prosta, żeby po pokazaniu podstawowych czynności jeżeli chodzi o obsługę, kursanci mogli liny zbierać i luzować. Istotne jest też, żeby było wystarczająco dużo miejsca, bo podczas szkolenia miejsca i pozycje są regularnie zmieniane. Jednocześnie musi to być na tyle mała łódka, żeby dało się ją postawić po wywrotce. Powinna też zapewniać podstawowe poczucie bezpieczeństwa i jak się na nią wsiądzie, to jeżeli się przechyla, to żeby robiła to w bezpieczny sposób i w bezpiecznym zakresie.

Wielkość jachtu wpływa również na powierzchnię ożaglowania, a co za tym idzie ilość siły potrzebną do przerzucenia żagli. W praktyce ma to wpływ na liczbę manewrów, które powinien wykonać na kursie każdy uczestnik. A wiadomo, że im więcej powtórzeń, tym lepiej. Istotna jest jednak nie tylko wielkość jachtu, ale też jego wyposażenie. Nauka sterowania kołem okazuje się bowiem nie najlepszym rozwiązaniem na początek.

– Ja przekonuję do tego, żeby robić szkolenia na jachtach do 9 metrów wyposażonych w rumpel, dlatego że jest on troszeczkę trudniejszy – tłumaczy Bartosz Gruszka, instruktor z Akademii Żeglowania. – Wydawałoby się to dziwne, bo ludzie wyobrażający sobie żeglarstwo mówią, że boją się koła, bo trudno wyłapać środek – kiedy ster jest prosto. W praktyce potem się okazuje, że wystarczy kilkugodzinny rejs, a do koła sterowego bardzo szybko można się przyzwyczaić. W drugą stronę nie jest tak łatwo, bo rumpel sprawia problem ze stronami – dajesz go w prawo, a jacht płynie w lewo. To się często ludziom myli i w trakcie kursu zajmuje kilka dni na opanowanie takiego sterowania. Do tego dochodzi wykonywanie zwrotu przez sztag czy rufę – podczas których należy się we właściwej fazie zwrotu przesiąść, żeby kontrować rumplem w odpowiednią stronę. Przy rumplu trzeba też trochę siły użyć, kiedy się balastuje i łódka idzie w gwałtowny przechył.

W nauce żeglowania, która ze względu na koszt kursu, czas jego trwania i wyposażenie jachtu, sprowadzana jest do obsługi tylko foka i grota, ważne też jest nabycie umiejętności obsługi  innych żagli.

– Jest problem w polskim systemie szkolenia, że większość polskich żeglarzy nie potrafi postawić spinakera czy genakera – dodaje Szymon Kuczyński. – A nie są to żadne straszne żagle, tylko wystarczy się nauczyć całej tej linkologii i bezpiecznie stawiać i zrzucać taki żagiel. Daje to dużo frajdy, nie jest wbrew pozorom strasznie skomplikowane, tylko trzeba na czymś pokazać, a większość jachtów turystycznych czy szkoleniowych tego osprzętu nie ma.

Ważne też, żeby jacht był dostosowany zarówno do żeglugi na śródlądziu, jak i na przybrzeżnych wodach morskich. Wiele z tych postulatów spełniają Omegi, które przez kilka dekad dominowały w polskiej szkole nauki żeglowania. O nowsze jednostki jest jednak znacznie trudniej.

– Mamy jeszcze Pucki, które są bardzo regionalne i turystyczne oraz Sigmy, ale one są bardziej regatowe i wsadzanie na nie większej liczby ludzi na szkolenie jest problemem – mówi Szymon Kuczyński. – Teraz wchodzi jacht 2020, który spełnia te wymagania. Potrzebuje on jeszcze opływania i dopracowania pewnych szczegółów, ale to krok w tę stronę.

 

Tagi: nauka, żeglarstwo, szkolenia
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 29 czerwca

Wystartował ze Świnoujścia s/y "Asterias" pod dowództwem Kapitana Aleksandra Lipińskiego w rejs dookoła świata na trasie Świnoujście, Bermudy, Kanał Panamski, Tahiti, Australia, Mauritius, Kapsztad, Świnoujście.
wtorek, 29 czerwca 1976
W kolejnych regatach Bermudy-Europa z metą w hiszpańskim porcie Bayona wziął udział "Dar Szczecina" z Kapitanem Jerzym Kraszewskim.
czwartek, 29 czerwca 1972
Z Helu wyruszył s/y "Freya" z Kpt. Dariuszem Boguckim; żeglarze dotarli do portu Godthab na Grenlandii i powrócili do kraju 19 września.
niedziela, 29 czerwca 1969
Wyruszył w pierwszy rejs 300-tonowy flagowy statek szkolny ZHP "Zawisza Czarny" pod Kapitanem Mariuszem Zaruskim; trasa wiodła z Gdyni do Kopenhagi, Londynu, Antwerpii, Amsterdamu i z powrotem do Gdyni.
sobota, 29 czerwca 1935
W Greenock wodowany został herbaciany kliper "Ariel", m.in. uczestnik regat kliprów w 1866 r., w których startowały trzy najsłynniejsze klipry "Teaping", "Ariel", "Serica"; trasę z Fu-czou do Londynu pokonały w 99 dni; zwyciężył "Teaping" z przewagą 12 mi
czwartek, 29 czerwca 1865